poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Published kwietnia 16, 2018 by with 0 comment

Jura- na dwóch kółkach





Na jurajskich ścieżkach rowerowych spędziliśmy trzy dni . Dwa dni jazdy i jeden dzień spacerowo. Wybraliśmy się w sobotę, pierwszy dzień długiego weekendu. Planowanie podróży nie trwało zbyt długo (bardzo pomocny okazał się portal http://jura.slaskie.travel/)
 Ponieważ pogoda zapowiadała się ogólnie mówiąc średnio, tym razem wybraliśmy noclegi w agroturystyce .
 Sobotni poranek przywitał nas burzą i to całkiem konkretną, zerknąłem na radar pogodowy...nawałnica w okolicy Bielska-białej i druga dość potężna nad Kaszubami (jak się później miało okazać, była największa klęską w polskich lasach - położyła 44 tysiące hektary lasu) .
A tymczasem my patrzyliśmy przez okno i czekaliśmy na lukę w deszczu. Planowany wyjazd o 7:15 z domu.O 7:37 mamy pociąg Kolei Śląskich, bilety kupione, a tymczasem za oknem strugi deszczu i błyska konkretnie.
Ale pierwszy cud! Dokładnie o 7:15 robi się luka w deszczu!!! Profilaktycznie ubieramy przeciwdeszczowe wdzianka i hop na rowery!


Przejazd zajmuje dosłownie 10 minut, i to jest nasze okienko. Pakujemy rowery do pociągu na stacji Bielsko-Biała Lipnik i w tym momencie zaczyna się kolejna nawałnica


ale rowery już stoją, a my siedzimy w przedziale rowerowym


i kulamy się do Katowic. Tam przesiadka na pociąg do Częstochowy.


W Katowicach przesiadki w miarę dobrze zorganizowane, ale brakuje wind do przewozu rowerów między peronami. Są platformy dla inwalidów, ale nie bardzo chcemy je blokować, wiec targamy rowery po schodach ruchomych - nie jest to idealnie rozwiązanie, ale działa.
Wsiadamy do pociągu KŚ i dojeżdżamy do Myszkowa. Tam wysiadamy i wskakujemy na rowery. Pogoda jest dość przyzwoita - zachmurzenie, ale nie pada. Po chwili osiągamy Żarki - naszą bazę wypadową. Malusi podoba się widok na staw z balkonu .





Rozpakowujemy bagaże i po chwili jesteśmy na rowerach. Pierwszym punktem są zabytkowe stodoły w Żarkach. Bardzo ciekawe dzieło miejscowej architektury. Naprawdę
warto zobaczyć.








Następnie udajemy się na rowerach w poszukiwaniu starego cmentarza żydowskiego. Po chwili znajdujemy go na obrzeżach, blisko wylotu w stronę Złotego Potoku. To miejsce robi potężne wrażenie, jest ciche i dostojne. Atmosferę potęguje spore zachmurzenie, spędzamy tam jakiś czas w ciszy:






Kontynuujemy naszą podróż w stronę ruin strażnicy obronnej w Przewodziszowicach.
Po drodze mijamy Sanktuarium w Żarkach , zwróciłem uwagę na figurę Anioła.


Ze względu na długi weekend w Przewodziszowicach odbywa się  zlot rycerski i zawody w biegach przełajowych. Spędzamy tam tylko chwilę, bo nie kręcą nas (bez urazy) takie komercyjne spędy przy kiełbasie i piwku.


Ruszamy w dalsza drogę, niebieskim szlakiem rowerowym. I tu decydujemy się korzystać z papierowej mapy. Gps czasem zawodzi, wgrane mapy nie widzą najnowszych ścieżek i przełajów.



dojeżdżamy do Pustelni Ducha Świetego- obiekt sakralny o ciekawej drewniano kamiennej architekturze.
 Szybki rzut oka na mapę i drogowskaz i jedziemy dalej
Droga jest z górki i poruszamy się błyskawicznie świetnie przygotowanymi ścieżkami rowerowymi.

Dojeżdżamy po szlaku do wioski Trzebniów, warta zobaczenia ze względu na ciekawy układ budynków - budowane nietypowo bokiem do drogi ,dość ciekawie to wygląda:


a przy szlaku takie cuda:


Podążając dalej niebieskim szlakiem (a ma kilka trudniejszych podjazdów)...



...docieramy do rozwidlenia przy Zamku Ostrężnik (nie poświęcamy mu czasu, bo zwiedziliśmy go wcześniej - warto zobaczyć w okolicy także jaskinię),  my wskakujemy na czerwony szlak rowerowy. I tu jest mała niespodzianka - choć szlak jest dobrze oznaczony to wjazd na niego w tym miejscu nie zachęca - wygląda jak trudny górski szlak pod górę. Ale to tylko zmyłka. Po 10 metrach przez krzaki wskakujemy na szutrową świetna ścieżkę w lesie, którą jazda to czysta przyjemność.


Po drodze mijamy szybko skały Diabelskie Mosty i wskakujemy na drogę asfaltowa w stronę Siedlca - tam odwiedzamy kamieniołom Warszawski, który zabrał nam troszkę czasu. Nie dość że jest malowniczy to jeszcze można znaleźć tam skamieliny. I tu w zasadzie spędzimy resztę dnia.

Po drodze łapiemy jeszcze słonecznik przy fajnym okienku:









Wracamy na kwaterę w Żarkach, zaliczając tego dnia 43 kilometry
 Dzień pierwszy pożegnaliśmy pięknym zachodem słońca. Mieliśmy nadzieję, że wróży pogodę na dzień następny.



Dzień drugi:

W dniu następnym wstaliśmy dość wcześnie, szybka toaleta, śniadanko i już po 8-mej rano byliśmy na rowerach. Wybraliśmy nową malowniczą trasę szlakiem czerwonym Żarki -Mirów. 
12 kilometrów  fajnej widokowej trasy.




Trasa ma lekkie wzniesienia, ale nie są strome. Po drodze jest kilka punktów z zadaszeniem i ławeczkami, gdzie można popełnić jakieś jedzonko albo odpoczynek. Ale my mkniemy sosnowym laskiem ciesząc się ciszą i zapachem sosen.





Po drodze Emilka zauważa wrzosy, jest sierpień a one już pięknie kwitną.


Jednak po drodze robimy postój, gdzie Mala wykonuje foto zbożowemu jednemu szkodnikowi :-) ) Jakoś nie mogłem sobie odmówić. Chwile kombinowałem jak się na niego wdrapać, bo się toczył niemiłosiernie :-)


Zaczyna lekko siąpić, nic wielkiego, ale czas jechać i na drodze pojawia się tablica Mirów.


 Tu przypinamy rowery koło zamku i idziemy się rozejrzeć.






Pogoda zrobiła się dość wilgotna, ale nie lało. Emilka musiała obejrzeć miejscowa florę, a jest naprawdę różnorodna i ciekawa.




Po krótkim spacerku Mirowskimi skałkami jedziemy do zamku w Bobolicach (jest całkowicie odnowiony, więc mamy okazję obejrzeć jak to wyglądało kiedyś). Trzeba przyznać, że został włożony w to ogrom pracy i robi wrażenie.






Po odwiedzinach wskakujemy na rowery i jedziemy dalej. 
Żeby nie wracać wybieramy drogę przez Niegową i czarny szlak do Pustelni Ducha Świętego. Pogoda zaczyna się poprawiać.


Wskakujemy na czarny szlak.. nie jest ekstremalny, ale na pewno zasługuje na swój kolor.. słabo oznaczony, sporo piaszczystej drogi na której rowery lekko się kopią, sporo kolein z błota i leśnej drogi nie za bardzo przystosowanej do rowerów szosowych.





Przy tej kapliczce jest kawałek asfaltu, ale potem jest trudny piaszczysty odcinek i pod górę przez las.





Docieramy do Pustelni i puszczamy się w dół asfaltem w stronę czerwonego szlaku i nim już spokojnie jedziemy do Złotego Potoku w większości ścieżką rowerowa, ale też odcinek drogą krajową. 

Po drodze mijamy Stary Młyn Kołaczew, który jest niestety zapomnianą atrakcją - zarośnięty i ogrodzony  - nic ciekawego w tej postaci.
Dojeżdżamy do Złotego Potoku, gdzie chwilę spędzamy w w parku pałacowym. 


Następnie udajemy się zobaczyć Pustynię Siedlecką , która bardzo nas zaciekawiła. Jedziemy drogą krajową i na wysokości Młyna wskakujemy na ścieżkę rowerową (szlak zielony). Po dłuższym czasie osiągamy Pustynię Siedlecką




Jest to fajny kawałek piachu otoczony drzewami. Jeśli chodzi o pustynie to widzieliśmy już prawdziwe, ale ta jest taką miejscową ciekawostką - warto zobaczyć. Piasek czysty i drobny, fajne miejsce pod namiot, biwak lub zwyczajne plażowanie. Ślady na piasku wskazują że jest też regularnie mielony przez testerów swoich 4x4 :-)
Ruszamy w drogę powrotną, a ponieważ za chwilę słonko zachodzi postanawiamy wybrać się szlakiem rowerowym na Suliszowice.
Po drodze zastaje nas wspomniany zachód słońca.


Docieramy na kwaterę około 21-wszej, po pokonaniu około 58 kilometrów, a nasza trasa wyglądała tak:






Dzień trzeci:

 
Ten dzień spędzamy raczej spacerując, odwiedzamy okoliczne atrakcje i idziemy nad staw w Żarkach.









 
Około południa wybieramy się rowerami na pociąg do Myszkowa i tam KŚ wracamy do domu.


 Po drodze w przedziale rowerowym Mala tworzy nowe dzieło, które zapewne niedługo pojawi się w jej galerii : www.rekaproduction.pl



i tak spędziliśmy ostatni długi weekend wakacji.





      edit

0 komentarze:

Prześlij komentarz